Z dużą rezerwą podeszłam do tej pozycji. Po pierwsze ma mało
stron 144. Odwieczny dylemat jak tu się zaprzyjaźnić z postaciami występującymi
w książce. Po drugie kategoria do jakiej należy książka triller, sensacja,
kryminał – nie należy do moich ukochanych gatunków. Pomimo powyższego dzielnie
zabrałam się za książkę.
Janusz Koryl rzeszowianin urodzony w 1962 roku z
wykształcenia polonista, zadebiutował w branży literackiej jeszcze przed moim
urodzeniem, choćby za to postanowiłam, że do książki podejdę z dużym optymizmem
i należnym szacunkiem. Coraz rzadziej mi się zdarza czytanie dzieł autorów,
którzy mają już wyrobienie literackie. Przede mną jeszcze jedna pozycja Koryla,
dlatego bezpiecznie zaczęłam od cieńszej. Tak, wiem zachowanie uczniaka ze
szkoły średniej, który ma przeczytać znienawidzoną lekturę.
Już na wstępie mogę powiedzieć, że nie żałuję żadnej minuty
spędzonej przy „Snach”. Wszystkie obawy
poszły w kąt przy pierwszych słowach książki.
„Czarny jak sadza gawron siedział na głowie nieruchomego mężczyzny. Zawzięcie stukał dziobem w twardą skorupę pod warstwą skołtunionych włosów, jakby chciał ją przebić na wylot i sprawdzić, co jest pod spodem.” Janusz Koryl "Sny" 1 strona
Ciekawa jestem czy masz takie samo skojarzenie jak ja?
Natychmiast pomyślałam „o rany! Klimaty mojego ukochanego E.A. Poe! To jednak
musi być dobre”. Książka nie jest w klimatach rzeczonego autora, ale w
zupełności nie przeszkadza jej to noszenia miana dobrej pozycji.
Fabułą opowiada o mieszkańca małego miasteczka na
podkarpaciu. Dynowian dotyka seria tragedii, zarówno tych z przyczyn losowych,
jak i zbrodni. Miasteczko jak każde inne, ma swój szpital, księdza, cmentarz,
swoich lokalnych chuliganów i pijaczków.
O wszystkich zbrodniach które się wydarzyły wiedział Eugeniusz
Zawadzki, znał każdy szczegół. Wiedział kto ich dokonał. Eugeniusz jest
proboszczem w Dynowie. Noc spowijała jego parafię przynosząc prorocze sny,
odkąd zaczęły go prześladować postanowił spisywać w notatniku. Nie ma nic
bardziej wyczerpującego niż posiadanie świadomości tego co może się wydarzyć,
jak ostrzec ludzi nie wychodząc na obłąkanego? Jak nie stracić dobrego imienia,
którym proboszcz parafii powinien się szczycić. Czy lepiej wszystko zachować
dla siebie, przemilczeć? Jak długo można dzierżyć taką tajemnice głęboko w
sobie?
Niedługo, ksiądz się załamuję. Przyjmuję coraz więcej
proszków na wzmocnienie, popija kawą. Stara zrobić się wszystko żeby nie spać.
Żeby jego „dar” przestał go nachodzić w czasie gdy błogi sen powinien przynosić
odpoczynek. Przychodzi dzień w którym przyjmuje za dużo leków i trafia
nieprzytomny do szpitala.
Chwilę przed zajściem z lekami proboszcza, sprawą
tragicznych zdarzeń zaczyna interesować się policja. Ksiądz Zawadzki,
postanawia powiedzieć wszystko podinspektorowi Czajce, który prowadzi sprawę.
Wyjawić mu swój sekret, podając nazwisko winnego w sprawie, którą prowadził.
Podinspektor początkowo ignoruje sprawę, natomiast gdy brakuje mu już punktów
zaczepienia postanawia w myśl zasady, że „tonący brzytwy się chwyta” sprawdza
człowieka, którego wskazał Zawadzki. Możesz sobie wyobrazić jak wielkie
zdziwienie ogarnęło glinę z wieloletnim stażem pracy, gdy okazało się, że
klecha miał rację. Czym prędzej chciał się skontaktować z Zawadzkim, żeby
wyjaśnić tą sprawę.
Okazało się, że było za późno ksiądz już leżał nieprzytomny.
W ramach dochodzenia odkrył dziennik z zapiskami jego snów. Szok,
niedowierzanie – i wcale się nie dziwię, ja pewnie tak samo osłupiałabym ze
zdziwienia.
Policja postanawia poważnie potraktować zapiski
nieprzytomnego księdza i nie dopuścić do śmierci opisanych w pozostały snach,
ale czy to ma prawo się udać? Przekonasz się po przeczytaniu książki.
Tak jak wspominałam na początku, bałam się długości książki,
natomiast obawy były niepotrzebne. Jest taka publikacja w której przyjaźń z
bohaterami nie jest konieczna do tego, żeby książka pochłonęła od początku do
końca!
Nie chcę mówić, że książka oddaje wiernie realia pracy
księdza czy policji, ponieważ tego nie wiem. Natomiast mogę powiedzieć, że gdy
czytałam opis Dynowa śmiało odnajdywałam znane mi stałe elementy dla życia w
małym miasteczku, przez co bardziej wczuwamy się w całą akcję. Moja wyobraźnia
na przykład przeniosła mnie do miasteczka do którego jak co roku jeżdżę na
wakacje.
Można by się pokusić o stwierdzenie, że akcji jest aż za
dużo w tej książce, przez co nie budujemy napięcia czytając. To chyba jedyny
mały mankament.
Język użyty przez autora jest bardzo przyjazny czytającemu.
Przyznam się że była taka myśl w mojej głowie „Polonista – oj… ciężkie pióro
musi mieć” – nic podobnego. Janusz Koryl w bardzo przyjazny przedstawia nam
świat na kartach swojej książki.
Książkę polecam nieco dojrzalszym czytelnikom, tym którzy
lubią kryminały, oraz osobom którym chociaż raz w życiu sprawdził się od
początku do końca sen.
Moja ocena: 7/10
Tytuł do mnie przemawia, ponieważ lubię tematykę snów w książkach... ale opis tak sobie :) Nie mówię jej, jednak - nie ;D
OdpowiedzUsuńAgulinko, to nie jest książka dla Ciebie. Trochu Cię czytam i wiem co Ci się podoba a co nie. Myślę, że jak Ty miałabyś oceniać tą książę, to ocena byłaby znacznie niższa! :)
OdpowiedzUsuńRaczej sobie odpuszczę... nie przepadam za kryminałami...
OdpowiedzUsuńA ja myślę, że przeczytam. Ksiądz z proroczymi snami może być ciekawy :)
OdpowiedzUsuń