piątek, 10 sierpnia 2012

Sny – Janusz Koryl


Tytuł:Sny
Autor:Koryl Janusz
Wydawca:Dreams
Numer wydania:I
Data premiery:2012-04-05
Język wydania:polski
Język oryginału:polski
Ilość stron:144
Redakcja:Biskup Bogdan
Rok wydania:2011
Forma:książka
Indeks:10007457


Z dużą rezerwą podeszłam do tej pozycji. Po pierwsze ma mało stron 144. Odwieczny dylemat jak tu się zaprzyjaźnić z postaciami występującymi w książce. Po drugie kategoria  do jakiej należy książka triller, sensacja, kryminał – nie należy do moich ukochanych gatunków. Pomimo powyższego dzielnie zabrałam się za książkę.

Janusz Koryl rzeszowianin urodzony w 1962 roku z wykształcenia polonista, zadebiutował w branży literackiej jeszcze przed moim urodzeniem, choćby za to postanowiłam, że do książki podejdę z dużym optymizmem i należnym szacunkiem. Coraz rzadziej mi się zdarza czytanie dzieł autorów, którzy mają już wyrobienie literackie. Przede mną jeszcze jedna pozycja Koryla, dlatego bezpiecznie zaczęłam od cieńszej. Tak, wiem zachowanie uczniaka ze szkoły średniej, który ma przeczytać znienawidzoną lekturę.
Już na wstępie mogę powiedzieć, że nie żałuję żadnej minuty spędzonej przy „Snach”.  Wszystkie obawy poszły w kąt przy pierwszych słowach książki.




„Czarny jak sadza gawron siedział na głowie nieruchomego mężczyzny. Zawzięcie stukał dziobem w twardą skorupę pod warstwą skołtunionych włosów, jakby chciał ją przebić na wylot i sprawdzić, co jest pod spodem.” Janusz Koryl "Sny" 1 strona




Ciekawa jestem czy masz takie samo skojarzenie jak ja? Natychmiast pomyślałam „o rany! Klimaty mojego ukochanego E.A. Poe! To jednak musi być dobre”. Książka nie jest w klimatach rzeczonego autora, ale w zupełności nie przeszkadza jej to noszenia miana dobrej pozycji.

Fabułą opowiada o mieszkańca małego miasteczka na podkarpaciu. Dynowian dotyka seria tragedii, zarówno tych z przyczyn losowych, jak i zbrodni. Miasteczko jak każde inne, ma swój szpital, księdza, cmentarz, swoich lokalnych chuliganów i pijaczków. 

O wszystkich zbrodniach które się wydarzyły wiedział Eugeniusz Zawadzki, znał każdy szczegół. Wiedział kto ich dokonał. Eugeniusz jest proboszczem w Dynowie. Noc spowijała jego parafię przynosząc prorocze sny, odkąd zaczęły go prześladować postanowił spisywać w notatniku. Nie ma nic bardziej wyczerpującego niż posiadanie świadomości tego co może się wydarzyć, jak ostrzec ludzi nie wychodząc na obłąkanego? Jak nie stracić dobrego imienia, którym proboszcz parafii powinien się szczycić. Czy lepiej wszystko zachować dla siebie, przemilczeć? Jak długo można dzierżyć taką tajemnice głęboko w sobie?
Niedługo, ksiądz się załamuję. Przyjmuję coraz więcej proszków na wzmocnienie, popija kawą. Stara zrobić się wszystko żeby nie spać. Żeby jego „dar” przestał go nachodzić w czasie gdy błogi sen powinien przynosić odpoczynek. Przychodzi dzień w którym przyjmuje za dużo leków i trafia nieprzytomny do szpitala.

Chwilę przed zajściem z lekami proboszcza, sprawą tragicznych zdarzeń zaczyna interesować się policja. Ksiądz Zawadzki, postanawia powiedzieć wszystko podinspektorowi Czajce, który prowadzi sprawę. Wyjawić mu swój sekret, podając nazwisko winnego w sprawie, którą prowadził. Podinspektor początkowo ignoruje sprawę, natomiast gdy brakuje mu już punktów zaczepienia postanawia w myśl zasady, że „tonący brzytwy się chwyta” sprawdza człowieka, którego wskazał Zawadzki. Możesz sobie wyobrazić jak wielkie zdziwienie ogarnęło glinę z wieloletnim stażem pracy, gdy okazało się, że klecha miał rację. Czym prędzej chciał się skontaktować z Zawadzkim, żeby wyjaśnić tą sprawę.
Okazało się, że było za późno ksiądz już leżał nieprzytomny. W ramach dochodzenia odkrył dziennik z zapiskami jego snów. Szok, niedowierzanie – i wcale się nie dziwię, ja pewnie tak samo osłupiałabym ze zdziwienia.

Policja postanawia poważnie potraktować zapiski nieprzytomnego księdza i nie dopuścić do śmierci opisanych w pozostały snach, ale czy to ma prawo się udać? Przekonasz się po przeczytaniu książki.
Tak jak wspominałam na początku, bałam się długości książki, natomiast obawy były niepotrzebne. Jest taka publikacja w której przyjaźń z bohaterami nie jest konieczna do tego, żeby książka pochłonęła od początku do końca!

Nie chcę mówić, że książka oddaje wiernie realia pracy księdza czy policji, ponieważ tego nie wiem. Natomiast mogę powiedzieć, że gdy czytałam opis Dynowa śmiało odnajdywałam znane mi stałe elementy dla życia w małym miasteczku, przez co bardziej wczuwamy się w całą akcję. Moja wyobraźnia na przykład przeniosła mnie do miasteczka do którego jak co roku jeżdżę na wakacje.

Można by się pokusić o stwierdzenie, że akcji jest aż za dużo w tej książce, przez co nie budujemy napięcia czytając. To chyba jedyny mały mankament.

Język użyty przez autora jest bardzo przyjazny czytającemu. Przyznam się że była taka myśl w mojej głowie „Polonista – oj… ciężkie pióro musi mieć” – nic podobnego. Janusz Koryl w bardzo przyjazny przedstawia nam świat na kartach swojej książki.

Książkę polecam nieco dojrzalszym czytelnikom, tym którzy lubią kryminały, oraz osobom którym chociaż raz w życiu sprawdził się od początku do końca sen.

Moja ocena: 7/10 

4 komentarze:

  1. Tytuł do mnie przemawia, ponieważ lubię tematykę snów w książkach... ale opis tak sobie :) Nie mówię jej, jednak - nie ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Agulinko, to nie jest książka dla Ciebie. Trochu Cię czytam i wiem co Ci się podoba a co nie. Myślę, że jak Ty miałabyś oceniać tą książę, to ocena byłaby znacznie niższa! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Raczej sobie odpuszczę... nie przepadam za kryminałami...

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja myślę, że przeczytam. Ksiądz z proroczymi snami może być ciekawy :)

    OdpowiedzUsuń