Recenzja: „Życie, które znaliśmy” – Susan Beth Pfeffer dla portalu upadli.pl
Tytuł: Ocaleni. Życie, które znaliśmy.Autor: Susan Beth Pfeffer
Data premiery: 2012-03-02
Numer wydania: I
Wydawca: Jaguar
Tytuł oryginału: Life As We Knew It
Tłumaczenie: Ewa Spirydowicz
Oprawa: miękka
„Życie, które znaliśmy” – seria „Ocaleni”
Susan Beth Pfeffer
Ile książek
przeczytaliście z gatunku dystopi? Ja bardzo dużo, każda z nich
pokazywała świat po jakiejś zagładzie, po tragedii, która dotknęła naszą
planetę. Wydarzenia działy się wiele lat po kataklizmie. Bohaterowie w
jakiś sposób mieli już przystosowane życie do panujących warunków,
rządziło się wcześniej ustalonymi zasadami.
Susan Beth Pfeffer serwuje nam powieść
opowiadającą o losach rodziny, która żyje w czasach, gdy zaczyna się
„koniec świata”. Miranda, Matt, Jon oraz ich Matka mieszkają w małym
miasteczku Howell w stanie Pensylwania. Egzystencja toczy się swoim
spokojnym tempem, wszyscy zajęci są codziennymi obowiązkami i wyczekują
wyjątkowego dnia: 18 maja – przełomowy dzień – czyżby początek końca? W
tym dniu miała w księżyc uderzyć asteroida. I uderzyła, tyle tylko, że
amerykańscy astronomowie podczas dokonywania pomiarów popełnili błąd.
Zderzenie wybiło księżyc ze swojej orbity. Zbliża się on do ziemi,
skutki są tragiczne.
Czuję się w obowiązku przypomnieć
wszystkim czytającym wiadomości z lekcji geografii oraz fizyki dotyczące
tego, jaki wpływ na siły natury ma księżyc. Zmienia się grawitacja,
zmieniają się przypływy i odpływy mórz i oceanów, uaktywniają się lawa w
wulkanach, monsuny oraz trzęsienia ziemi. Każda z wyżej wymienionych
sił zaczyna zawodzić w historii opisanej w „Życie, które znaliście”,
zalewa amerykańskie stany położone blisko zbiorników wodnych, do tej
pory nieczynne wulkany plują lawą.
Autorka na tle kataklizmów ukazuje
oczami szesnastoletniej Mirandy starania jej rodziny, starania o
przetrwanie w obliczu końca świata. Rodzina próbuje zachować pozory
normalności w tym ciężkim dla siebie czasie, obchodzą gwiazdkę, opiekują
się swoim kotem, odwiedzają starszą sąsiadkę.
Nie chcę zdradzać fabuły, ponieważ jest
oczywista, pytanie jest tylko takie, kto przeżyje na końcu książki… czy
przeżyje ktokolwiek, na jak długo starczy zapasów? Czy kot posłuży za
przekąskę w urodziny brata?
Książka przenosi w świat Mirandy,
czaruje bardzo realistycznym spojrzeniem na koniec świata. Logika i
analogia, jaką wykazuje się autorka, jest na mistrzowskim poziomie.
Powieść może poniekąd służyć za podręcznik przetrwania na wypadek zmiany
grawitacji na ziemi.
Dzięki formie użytej przez Pfeffer mamy
wrażenie, że w naszych rękach leży prawdziwy pamiętnik nastolatki, która
gdzieś kiedyś żyła i pisała go z myślą, że ktoś go przeczyta. Mamy
opisany każdy dzień od 7 maja do 20 marca, każdy dzień zmagań o
przetrwanie. Pomimo, iż jest to pamiętnik, znajdziemy w nim ważne dla
całej historii rozmowy, które odbyła Miranda. Dla osób, które obawiają
się epickich opisów: nie macie się czego bać, po dziesięciu stronach
odpłyniecie w ten świat, nie musicie się obawiać niedostatku dialogów,
ponieważ przestaje mieć to znaczenie.
Język użyty przez autorkę jest
przystępny, typowy dla nastolatków. Postacie są bardzo realistycznie,
żadne z naszej czwórki nie jest superbohaterem i takiego nie udaje. Są
pełni obaw, mają poczucie niesprawiedliwości. Myślę, że autorka w
doskonały sposób dobrała emocje do panującej sytuacji. W równie
doskonały sposób przelała je na papier.
Patrząc pod kątem wartości, które
przekazuje nam historia opisana w tej pozycji, muszę przyznać, że od
dawna nie czytałam tak dobrej książki. Miłość do rodziny, poświęcenie,
rozsądek, konieczność zrobienia czegoś dla wyższego dobra, czegoś co się
kłóci z naszymi chęciami.
Ciężko mi podsumować tę pozycję,
przeczytałam ją jednym tchem, czytałam nie jedząc i nie śpiąc.
Zatraciłam się w niej zupełnie. Jestem nią zachwycona. Przeżywam tę
książkę, pomimo końca.
Moja ocena: 10/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz